[PL] Wędrowiec stał w ruinach pokrytej mchem baszty obronnej podczas szalejącej nocnej burzy. Obdarta opończa, lekka zbroja i twarz - siwiejący zarost, zmęczone oczy, nie wyrażająca w zasadzie żadnej emocji - zbyt długo nie musiał przebywać na co dzień wśród ludzi, by widoczne na twarzy nastroje były w ogóle mu potrzebne w komunikacji.
Wiedział, że jest raczej bliżej niż dalej pod kątem własnego kresu, a ostatnie wydarzenia utwierdziły go tylko w tym mniemaniu. Od dwóch dni przedzierał się przez terytoria goblinów, by dotrzeć do starego królestwa. Te małe, irytujące szkodniki w pojedynkę budziły u doświadczonego zwiadowcy raczej politowanie niż przerażenie - głównie z powodu swojej głupoty i przewidywalności. W watasze zyskiwały jednak świadomość zbiorową, niczym szczury, co wzbudzało podziw i przeświadczenie, że mogą nawet tworzyć jakąś spójną prymitywną kulturę.
Wędrowiec zastanawiał się. Powoli analizował swoje możliwości, rozumiejąc, że strach za dużo nie pomoże przy tak marnych szansach na przeżycie. "Jak doszło do tej sytuacji?" W pewnym momencie pomylił drogę i zamiast opuścić bagna znalazł się przy zrujnowanej baszcie elfów. "Chyba się starzeję, ostatni raz tak nawaliłem przed pierwszym siwym włosem."
Wędrowiec niewiele widział poza konturami lasu w trakcie bezgwiezdnej nocy i deszczu spływającego strugami po twarzy. Miał mimo to świadomość, że gobliny są tuż obok i obserwują swoją potencjalną ofiarę. Pytanie natomiast jak wiele ich było. W końcu burza zbliżyła się na tyle do wzgórza, na którym stała baszta, że piorun przeszył stare spróchniałe drzewo stojące nieopodal. Rozbłysk błyskawicy rozświetlił otoczenie.
Prawda okazała się gorsza niż przewidywał zwiadowca. Goblinów było mrowie - kilkadziesiąt zielonych, przemoczonych, niemal gadzich łbów błysnęło w świetle błyskawicy, a czarne oczy skupiły się na nim. Długie ostre zęby układały się w demonicznym uśmiechu. Na pewno w taką noc wyszły na łatwy żer. Nie spodziewały się tak soczystego łupu.
"Cóż" powiedział wędrowiec wyciągając kransoludzki topór spod opończy na plecach "Lepszy taki koniec niż gangrena w łóżku na starość, ale tanio skóry nie oddam"